piątek, 28 października 2011

die young



Ostygłam. Wypaliłam się. Skończyłam. Ktoś wylał moje życie na bruk, przeżuł, wypluł z powrotem na talerz. Wyrzucił do kosza. Cała wena, która ostatnio we mnie była, umknęła gdzieś. Już wiem. Dostrzegam to. Im bardziej moje życie i emocje się stabilizują, tym bardziej staje się nudno. Jest neutralnie. Nie dzieje się nic ciekawego. Ale wolę ten stan niż kumulację problemów. Oprócz tego okropnie boli mnie gardło. Średnio co dwie minuty znieczulam je sobie jakimś "psikadłem". Jutro muszę wyrwać się z domu. Prawdopodobnie do Końskich znów zawita Marika, przyjemnie :-) Przydałaby mi się wycieczka do Rossmana, póki mają zdjęcia po 19 groszy za sztukę. Mam nadzieję, że są wywoływane w normalnej kolorystyce i nie są ucinane. Jeśli tak jest, chyba się skuszę. Krótka puenta-nienawidzę być chora.





niedziela, 16 października 2011

alligator


Chyba czwarty post pod rząd. Z dnia na dzień. Humor mi się poprawił ale czuję się fatalnie! Wolę już ten grobowy nastrój. Właściwie to zauważyłam, że samobójcze myśli=wena. Dlatego dziś piszę tak chaotycznie. Ale na "poprawę" sytuacji dodam, iż dołuje mnie myśl o sześciu jutrzejszych lekcjach+test z matematyki. Lepiej będzie, jak już skończę.

sobota, 15 października 2011

honey


(im ostrzejsze brzmienie tym bliżej dna)
Rańcie mnie dalej. Te ciosy mnie nie bolą. Szkoda tylko, że niszczą moje serce. Takim oto "wesołym" akcentem rozpoczynam dzisiejszego posta. Właściwie wydaje mi się, iż raczej powinno to go zakańczać. Boli coraz mniej. To chyba dzięki temu, że piszę to wszystko tutaj. Zaśmiecam bloga niewątpliwie tak samo, jak czyszczę swój umysł. Chcę odwyku od życia codziennego. W postaci izolatki lub poprzez zatracenie się w czymś całkowicie. Wiem, jestem sarkastyczną świnią. To tylko ja. Umierająca z dnia na dzień coraz szybciej. Pomimo tego, że wciąż twierdzę, iż jest lepiej. Podsumowując-mam was wszystkich gdzieś ale was potrzebuję.

piątek, 14 października 2011

white oleander


Jeśli ktoś jest dziś przepełniony optymizmem do pożygu, niech nawet nie zaczyna tego czytać. Ta notka zapowiada się tak samo samobójczo, jak poprzednia. Potrzebuję poprawy humoru. Potrzebuję poznać jakieś ciekawe osoby, nawet jeśli już je "znam". Planów na jutro. Ciepła. Słońca. Inwencji twórczej. Ponad połowa ponad moje możliwości. Właśnie trwam w uroczystym nastroju słuchając pięknego utworu, który kojarzy mi się z najlepszym prezentem urodzinowym jaki kiedykolwiek "dostałam"-filmem "Biały oleander". Coraz częściej pluję jadem. Wiem, że to niedorzeczne ale cieszę się z nieszczęścia innych. W tej chwili chyba to sprawia mi największą radość. Nie wiem co się ze mną dzieje, czy to ta jesień tak działa, ale pomimo tego, że jak zawsze jestem bardzo głośna, staję się coraz bardziej nieśmiała. Chcę mieć znajomych, tych nowych zarówno jak tych starych ale nie umiem napisać/zagadać. Przez to siedzę w domu. Ciągle. Nie mam pojęcia czy bardziej ja odpycham ludzi czy oni sami odsuwają się ode mnie. Wchodzę na bloga, widzę 0 komentarzy. Liczba wyświetleń się zwiększa. A więc jest jeszcze cień nadziei. Chcę, żeby ktoś wreszcie mnie docenił. Patrząc na siebie z perspektywy czasu bardzo się zmieniłam i nie chodzi tu o cechy zewnętrzne. Jeszcze rok temu o tej samej porze roku byłam całkiem innym człowiekiem wewnętrznie. Od tego czasu jestem bardziej wrażliwa, cicha, nieśmiała choć odczuwam większą potrzebę towarzystwa. Milena stała się spokojna. Łatwiej popadam w te depresje, co jest dla mnie gorsze. Aktualnie słuchany przeze mnie rock we wszelkich odmianach i metal zmiękczyłam sentymentalnym, niszowym popem. Oczywiście nie wyrzuciłam tamtych gatunków ze swojego życia, są dla mnie równie ważne jak te inne. Nie zmieniłam swoich przyzwyczajeń. Chyba trochę dorosłam. Jedyne, co pozostało niezmienne to uśmiech. Szczery ale też ten do złej gry ;) Jejku, nawet nie wiecie ile daje mi ten blog, wreszcie wyrzucam to, co leży mi na sercu.

I have you in my bones, blood and veins but I hate this feeling.


Dziś tylko taki przedsmak zdjęć z Mariką, które pojawią się tu w najbliższym czasie.





czwartek, 13 października 2011

skinny love


TA SAMOTNOŚĆ MNIE WYNISZCZA. Brak przyjaciół czy nawet brak kogokolwiek,jakiegoś człowieka, którego bym nie denerwowała. Ostatnio zauważyłam, że lubię bawić się ludźmi. Manipulacja uczuciami to jest to. Nawet nie wyobrażałam jak śmieszne to zrządzenie losu, że po przekonaniu się na własnej skórze jak czuje się osoba, która nie ma pojęcia, iż ktoś gra na jej uczuciach-będzie mi łatwiej. Mimo wszystko nie lubię tego okropnego kłucia w sercu, tego kolca czy tam ciernia, nawet nie wiem. Bo boli. Niewyobrażalnie. Bardzo. Czasem zdaje mi się, że ten etap mam daleko za sobą, kilometr za plecami-jedno słowo wszystko przywraca. Ból i złudne nadzieje.Nie lubię się łudzić. Dobrze o tym wiem a i tak wyobrażam sobie, że jest inaczej. Potrzebuję kogoś/czegoś kto/co wyrwie ze mnie uczucia, wyciągnie mnie z tego cholernego doła. Uczucia, uczucia, uczucia. To chyba najważniejsze, by ich teraz nie mieć. Nie na to czas. Chcę odpocząć od tej codziennej męki. Złe myśli, myśli o śmierci. Odpocząć, odpocząć. Wyrwać, wyrwać serce. Keep calm Milena, kiedyś będzie lepiej. Jak nie tu, to po drugiej stronie.

czwartek, 6 października 2011

stay wild

Jutro Kielce, w sobotę Kielce. Zakielcuję się! Ostatnio wywołałam do zdjęcia do swojego "albumo-miniportfolio" :) Przez te różańce nie mam na nic czasu, chyba opuszczę się w nauce na samo dno :( Dzisiejsza notka jak widać będzie bardzo chaotyczna. Ogólnie to nie lubię jesieni. Albo lubię. Sama nie wiem. Z jednej strony nie lubię zimnych dni i tego, że szybko robi się ciemno. Ale patrząc z innej perspektywy nawet pasują mi te chłodne, ciemne wieczory przy książce.(bynajmniej ostatnio) Dziś spodziewałam się najgorszego, jeśli chodzi o geografię. Sprawdzian miał być bardzo trudny więc nawet nie próbowałam się uczyć. Z góry byłam nastawiona na jedynkę. A tu niespodzianka-2! Doszłam więc do wniosku, że zaznaczanie ciekawych znaczków na karcie odpowiedzi popłaca. Bardziej niż nauka :D Po szkole byłam na zdjęciach z Olą(OLVEN). Dziękuję za "użyczenie twarzy" i mam nadzieję, że współpraca nie była jednorazowa :))
1szy part zdjęć z dzisiaj:







poniedziałek, 3 października 2011

torn

Nic z tego nie rozumiem. Oczekuję zainteresowania. Nie, zaraz. Kiedyś oczekiwałam. Teraz wiem, że iluzja nigdy nie będzie czymś realnym. Mimo to łudzę się już za długo. Ach ta nadzieja ;)

(reszta zdjęć innym razem, kościół wzywa-odechciało mi się tego bierzmo!)