Nie rozumiem idei "podcinania skrzydeł". Ludzie, czy to wam daje jakąś satysfakcję? Może was dowartościowuje? A szkoda. Niektóre słowa odbierają innym radość z życia. Czego bym nie spróbowała-muszę to zostawić. Ile ja już hobby nie miałam! Wszystko rzuciłam. Tak, wiem, mam słomiany zapał. Ale to nie tylko tego zasługa. Wszystko zawdzięczam ludziom, którzy wiecznie powtarzali mi, że jestem do niczego. W końcu stało się to moją mantrą. Próbuję wielu ciekawych zajęć ale po pewnym czasie daję sobie z nimi spokój. Mniej czy bardziej kosztowne-bez znaczenia. Kolejny etap życia zostawiam za sobą. Rzuciłam następne hobby. Jak się z tym czuję? Myślę, że jestem słaba. Słaba fizycznie. Wymiękam. Jak to możliwe? Tak pesymistycznie patrząca w przyszłość osoba zaraża innych swoim optymizmem. Tyle osób uparcie twierdzi, że od samego obserwowania mnie poprawia im się humor. Ach, zapomniałabym. Już wiem. To na pewno dlatego, że zewnętrznie sama siebie rozweselam. Bez uśmiechu nie ma dnia. Takie pozory. Lubię to bardzo, aż zaczynam w to wierzyć. Wewnętrznie każdego dnia przeżywam męczarnię. Potrzebuję odwyku od rzeczywistości. Ot co. Może pomogło by mi to uporządkować myśli. Może byłabym mniej zachwiana emocjonalnie. Nie ma czegoś takiego jak normalny nastrój. W moim świecie istnieje tylko skrajna radość i skrajny smutek. I ta niepokojąca melancholia. To tylko moje wnętrzności, teraz powracam to zarażania świata optymizmem. Chyba nawet odpowiada mi ta rola wesołej, nie przejmującej się niczym osóbki. Po dłuższym zastanowieniu mogę stwierdzić, iż dzięki temu, że wylewam tutaj wszystko co mnie trapi-wewnętrznie jestem coraz pogodniejsza. I nawet nikt nie musi tego czytać, to rodzaj swoistej terapii. Ogarnij się Milena, masz dopiero 15 lat, zawsze znajdziesz coś, czym możesz się cieszyć! :-)
ja z pewnością nie odmówię ;)
OdpowiedzUsuń